Tatry Wysokie kazały nam na siebie długo czekać – ostatnio za każdym razem kiedy mieliśmy wolny weekend i w myślach już przygotowywaliśmy się do drogi, pojawiały się ostrzeżenia przed burzami. Warto było jednak czekać na pogodę taką jak ta, którą zastaliśmy idąc na Kościelec.
Planowaliśmy wyruszyć z samego rana, ale po drodze czekało nas kilka nieplanowanych przygód i ostatecznie na szlak weszliśmy dopiero po trzynastej. Były jednak plusy tej zmiany planów w ostatnim momencie: chociaż w drodze do Czarnego Stawu Gąsienicowego towarzyszyło nam mnóstwo ludzi (jeden pan, którego mijaliśmy, stwierdził że wszyscy mówią: „W Tatrach to taka głusza i kontakt z naturą”, a on to tu ma głównie kontakt z innymi ludźmi), od wejścia na Karb było już znacznie luźniej, a na szczycie Kościelca i w drodze powrotnej przez Zielony Staw Gąsienicowy nie spotkaliśmy prawie nikogo.
Szczegóły trasy znajdują się poniżej:
Początek to zakopiańska klasyka, czyli trasa z Kuźnic na Halę Gąsienicową i pod Schronisko Murowaniec niebieskim szlakiem prowadzącym przez Boczań. Zanim tam dotarliśmy, czekało nas jeszcze jedno wyzwanie – znalezienie miejsca parkingowego na Parkingu pod Skocznią zaraz przed trzynastą (prawie nie do zrobienia, dlatego zdecydowanie wolę przyjeżdżać tutaj rano).

Wchodzimy na Halę Gąsienicową, skąd mamy już niezły widok na bohatera dnia i nadal niebieskim szlakiem kierujemy się w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, gdzie możemy się mu już przyjrzeć z bliska. Po drodze zaglądamy jeszcze do Murowańca, ale tam ze względu na porę obiadową trafiamy na niezłe tłumy (właśnie obok Murowańca spotykamy pana, który mówił o głuszy i kontakcie z naturą).

Czarny Staw Gąsienicowy – Karb
Dalej na czarnym szlaku na Karb mamy świetny widok na Czarny Staw Gąsienicowy. Kolejne wierzchołki zaczynają wyłaniać się z cienia, dlatego w trakcie tego półgodzinnego odcinka świetnie obserwuje się panoramę okolicy. Aż wreszcie podchodzimy bliżej i mamy już idealny widok na szczyt Kościelca. Zawsze wydawał mi się on najbardziej surowy w okolicy i chyba z tej perspektywy widać to najlepiej.


Karb – Kościelec
Pora na ostatnie wyzwanie: odcinek od Karbu, czyli niecała godzina trasy na szczyt. Przed rozpoczęciem podejścia widzimy ostrzeżenie, że jest to szlak turystyczny bardzo trudny. Nie mam dużego doświadczenia w Tatrach (do tej pory zaliczyłam kilka klasyków takich jak Giewont czy Kasprowy Wierch), dlatego przed podjęciem decyzji o wejściu na Kościelec szukałam informacji na temat tego czego powinnam się spodziewać i co to znaczy, że będzie „bardzo trudno”. W kilku miejscach znalazłam opinie, że nie należy lekceważyć tego szczytu (szczególnie gdy skały są mokre po deszczu i oczywiście zimą), ale też że nie do końca jest bardzo trudno. Myślę, że mogłabym się z tym zgodzić. Dla mnie w kilku momentach było stresująco (zaraz na początku, gdzie czeka na nas kilkumetrowa rynna i tuż pod szczytem) i to chyba największe wyzwanie na tej trasie, ale zachowując spokój ze wszystkim można sobie sprawnie poradzić. W skrócie:
– Trzeba się spodziewać elementów wspinaczkowych – w kilku miejscach konieczna jest praca rękami, na przykład żeby wejść po wspomnianej przeze mnie rynnie.
– W drodze na Kościelec nie zobaczymy żadnych łańcuchów i klamer – a szkoda, myślę że zwiększyłyby one komfort wchodzenia.
– To, czy trudniejsze jest wejście czy zejście, jest już kwestią indywidualną. Byłam przekonana, że zejście będzie dla mnie większym wyzwaniem, ale w praktyce było na odwrót – czułam się przy nim pewniej.
Nagrodą za wysiłki są oczywiście przepiękne widoki z wysokości 2155 metrów n.p.m. (533 nad powierzchnią Czarnego Stawu Gąsienicowego).

Z racji dość późnych godzin popołudniowych na szczycie mijamy się z dwiema osobami, a przy zejściu spotykamy kolejne dwie, poza tym tylko my i góry. Powrotna droga wymaga skupienia na tym gdzie stawiamy kroki, ale też w jej trakcie częściej zerkamy na widoki, które ani trochę nam się jeszcze nie znudziły. Kiedy jesteśmy już z powrotem na Karbie, promienie słońca pięknie oświetlają dla nas Zielony Staw Gąsienicowy, w którego kierunku teraz zmierzamy.


Powrót na Halę Gąsienicową z drugiej strony to opcja wybierana przez większość schodzących z Kościelca, których widzieliśmy kiedy my dopiero przymierzaliśmy się do zdobycia szczytu – i nic w tym dziwnego, bo dzięki temu mamy okazję spojrzeć z innej perspektywy na nasz cel (zwłaszcza jego nachylenie jest tutaj lepiej widoczne) i przyjrzeć się bliżej kolejnemu, czyli Świnicy. Co chwilę odwracamy głowy do tyłu, żeby jeszcze raz zobaczyć ten widok…

I dalej już droga do Przełęczy między Kopami – i początek pięknego spektaklu kolorów, na jaki załapaliśmy się wieczorem. Tutaj już same piękne widoki, bez większych wyzwań, chociaż z drugiej strony o tej porze, po kilkugodzinnej wędrówce, nawet prosta droga może być małym wyzwaniem.

Z Przełęczy Między Kopami kierujemy się w dół żółtym szlakiem przez Jaworzynkę. Zanim zapadnie zmrok, jeszcze przez chwilę mamy świetny widok między innymi na Giewont. Żegnamy się z Zakopanem mówiąc sobie, że mamy nadzieję, że niedługo znowu się zobaczymy – na wspomnianej już Świnicy.

[…] czytałam, że jest to wariant najbardziej wymagający, zdaniem wielu osób trudniejszy niż Kościelec, który miałam jeszcze na świeżo w głowie. Ale, ale – od […]
PolubieniePolubienie
Wygląda na piękny teren do wędrówek 👍
PolubieniePolubienie
[…] warto więc przed wejściem na niego trochę się sprawdzić. My miesiąc wcześniej byliśmy na Kościelcu i Świnicy, żeby zobaczyć jak będziemy reagować na ekspozycję – myślę, że była to […]
PolubieniePolubienie
[…] ostatnim odcinku konieczne jest wspomaganie się rękami. Droga często porównywana jest z tą na Kościelec (moim zdaniem wejście na „nasz” szczyt jest trudniejsze, czyli jak zawsze – ile […]
PolubieniePolubienie