Chociaż w Pieninach byliśmy już przynajmniej kilka razy, do zeszłego weekendu nie udało nam się dotrzeć na Wysoką. Ostatnio jednak trochę intensywniej zaliczamy szczyty tworzące Koronę Gór Polski, w końcu przyszła więc kolej i na Wysoką (1050m n.p.m.).
Wycieczka nie miała być szczególnie długa, ale też popołudniowe prognozy pogody wyglądały raczej średnio, dlatego nie myśleliśmy o wydłużeniu jej na przykład o Radziejową, zdecydowaliśmy się tylko na Wysoką i Wysoki Wierch. Wybraliśmy trasę z Jaworek przez Wąwóz Homole, bo wydawała się ciekawsza niż ze Szczawnicy, a zejść postanowiliśmy do Szlachtowej, żeby nie wracać po własnych śladach.
Nasza trasa wyglądała więc tak:
Jaworki – Wąwóz Homole – Wysoka – Durbaszka – Wysoki Wierch – Szlachtowa (3:50h, 10.9km)
Ze Szlachtowej, już poza szlakiem, drogą asfaltową wróciliśmy do Jaworek, gdzie na parkingu czekał na nas samochód.

Pierwsza część trasy to ścieżka dnem wąwozu Homole, a czas jego przejścia to niecałe pół godziny. Jest to jeden z ciekawszych fragmentów, po obydwóch stronach ścieżki możemy oglądać wysokie skały. W kilku miejscach ścieżkę przecina też potok – pokonujemy go przechodząc przez metalowe i drewniane mostki, nie trzeba więc nastawiać się na żadne akrobacje. Warto jednak pamiętać, że zwłaszcza po deszczu na trasie może być sporo błota. Niektórzy chyba nie wzięli tego pod uwagę i mimo to podjęli próbę przejścia całego wąwozu. Chodzi mi o osoby w białych adidasach (auć!) albo w sandałach. Wolałabym nie być na miejscu dorosłych w takiej sytuacji, ale to dzieciaków było mi szkoda. O ile więc przed wyjściem na trasę myślałam o tym, że jest to dobra propozycja na rodzinne spacery, w trakcie zmieniłam zdanie na: „No nie zawsze!”.

Zostawiamy Homole za plecami i kierujemy się już prosto w kierunku Wysokiej – chociaż właściwiej byłoby chyba powiedzieć: Wysokich Skałek. Góra porośnięta jest drzewami, a jej wierzchołek tworzy kopułę skalną, z której mamy widoki na Tatry (niestety tylko w teorii, w czasie naszego pobytu wierzchołki zakrywają chmury) i Pieniny przede wszystkim. Gdzieś w oddali Babia Góra i Turbacz.
Na dojściu do szczytu (i na nim samym oczywiście) ludzi wokół nas jest całkiem sporo. Nie tylko zresztą ludzi, bo też i psów (kota chyba nie spotkaliśmy, ale tego samego dnia czytałam, że jeden został znaleziony w Tatrach, na Czerwonych Wierchach). Potem, gdy zaczynamy kierować się w stronę Durbaszki, tłum się rozmywa.


Na szczycie najbardziej podobają mi się chmury – te, które niestety utrudniają nam trochę wyłapywanie tatrzańskich wierzchołków, ale też te, które tworzą cień nad fragmentami terenu (jak na zdjęciu wyżej).


No dobrze, a wracając do Durbaszki…
Ciekawie wygląda to na mapie, bo całą trasę od Wysokiej, przez Durbaszkę, aż do Wysokiego Wierchu, przemierzamy wzdłuż polsko-słowackiej granicy. Już z Durbaszki mamy świetny widok na Trzy Korony, który będzie nam jeszcze przez dłuższą chwilę towarzyszył. Będąc tutaj, można zejść kawałek w dół do schroniska, my jednak się na to nie decydujemy i lecimy dalej.


Na Wysokim Wierchu znajdziemy oznaczenia z odległością, jaka dzieli nas od tych bliższych i tych ważniejszych szczytów. Jak już wspominałam, niedaleko znajduje się Radziejowa, którą można uwzględnić w swoich planach na jednodniową wycieczkę po Pieninach i Beskidzie Sądeckim. Jest też Mount Everest, ale to już zupełnie inna historia górskich podbojów.;)


Wracamy w kierunku Szlachtowej, a później Jaworek i to tyle z naszej wyprawy. Wsiadamy do samochodu, a dosłownie pół godziny później zaczyna padać, można więc powiedzieć, że wstrzeliliśmy się całkiem nieźle – na całej trasie towarzyszyła nam dokładnie taka pogoda, jaką można sobie wymarzyć na zakończenie lata. Teraz, kiedy to piszę, w Krakowie od czterech dni raczej ciężko o słońce, jeszcze przyjemniej jest więc wracać do tych wspomnień.
A jeśli chcielibyście zapytać: „No dobra, to co dalej?”, proponuję Trzy Korony i Sokolicę:
https://kawalekdalej.wordpress.com/2021/08/30/trzy-korony-i-sokolica/
Chmury nie tak łatwo fotografować, a Tobie wyszły rewelacyjnie. Nic tylko siedzieć i patrzeć na zdjęcia.
Uśmiechnęłam się, do tego Everestu jedynie 616 km, co to jest dla wytrawnego piechura.
Zdjęcie ławeczki cudne!
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Chmury to czasem najprzyjemniejszy fragment krajobrazu, można patrzeć i patrzeć. 🙂 Bardzo dziękuję i pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Czytam twoje posty siedzac w Anglolandii, i doslownie mam ochote sie spakowac (never mind the pandemic) i poleciec w polskie gory NATYCHMIAST 🙂
PolubieniePolubienie
Cieszę się, że mogłam się trochę przypomnieć z polskimi górami w takim razie. 🙂 I jeśli o mnie chodzi to widzę tylko jedno rozwiązanie – trzeba się pakować! 😀
PolubieniePolubienie
[…] tutejsze klasyki: Trzy Korony i Sokolicę. Dobrym pomysłem jest dołożenie do tej listy jeszcze najwyższego szczytu pasma, czyli Wysokiej, ale ją zostawmy sobie na kolejny […]
PolubieniePolubienie