Nie będzie od początku, bo nasza wizyta w Atenach zaczyna się wieczorem, kiedy wejście na Akropol nie jest już możliwe, ale że trudno o zabytek równie mocno odznaczający się na tle miasta, chyba nie można inaczej.
Akropolu właściwie nie traci się w Atenach z oczu. Nie jest to najwyższe wzgórze w mieście, ale właśnie ono stało się symbolem greckiego dziedzictwa. To tu Atena i Posejdon walczyli o to kto zostanie patronem miasta. Nie tylko zresztą mity wskazują Akropol jako miejsce, gdzie wszystko się zaczęło – tutaj też w epoce brązu miała być zlokalizowana niewielka osada.

W drodze na wzgórze mijamy Teatr Dionizosa i Odeon Heroda Attyka – późniejszy, już rzymski i znacznie lepiej zachowany. Właściwie dopiero oglądając ten drugi można sobie wyobrazić, że na scenę za chwilę ktoś wejdzie i zacznie się spektakl. Współcześnie zresztą odbywają się tutaj spektakle i koncerty, występowała tu między innymi Maria Callas czy Elton John – słuchać ich w tym miejscu… to musiało być coś.
Przy okazji Teatru Dionizosa przypomniały mi się słowa pana, obok którego siedziałam w samolocie. Opowiadał o swoich podróżach po Grecji i przy okazji Aten wspomniał, że Partenon zrobi na nas wrażenie, ale inne zabytki w dużej mierze będzie trzeba sobie wyobrażać. Stoję więc przed tym Teatrem Dionizosa i myślę: „O rany, chyba faktycznie!”. Dopiero potem, patrząc od góry, byłam w stanie zobaczyć to miejsce, gdzie mogły się odbywać Dionizje Wielkie – jeszcze w tym momencie to wcale nie było takie proste:


Dalej lecimy w kierunku Propylejów. Jeśli miały one sprawiać, że wchodzący tutaj od samego początku jest pod wrażeniem, zdecydowanie się udało. Wyglądem przypominają one Partenon, były zresztą najbardziej wyszukaną budowlą świecką czasów, z których pochodzą. Tutaj już trafiamy na trochę ludzi, a pod Partenonem będzie ich jeszcze więcej. Trudno narzekać na pustki, ale pewnie mogłoby też być znacznie gorzej.

Tym, czego brakuje na Akropolu, jest chyba przede wszystkim posąg Ateny wykonany przez Fidiasza – wielka szkoda, musiał być bardzo majestatyczny. Niestety prawdopodobnie uległ zniszczeniu w pożarze. Rekonstrukcja tej rzeźby znajduje się w Partenonie w Nashville (Tennessee).
Wracając więc do tego co ciągle jest – z Akropolu mamy świetny widok na miasto, między innymi na Muzeum Akropolu, gdzie znajdują się fragmenty budowli czy rzeźby znalezione na wzgórzu. Można tam też zobaczyć oryginały kariatyd podtrzymujących dach Erechtejonu i znaleziska z Partenonu. Sam budynek jest uznawany za ciekawy architektonicznie.


Budowle istniejące na Akropolu do dziś pochodzą ze złotego okresu Aten. Najważniejszym jest oczywiście Partenon, świątynia dorycka poświęcona Atenie Partenos, architektoniczne arcydzieło. Wydaje się, że jest ona zbiorem linii i kątów prostych, ale jest to złudzenie. Górna część podstawy jest lekko wypukła, a kolumny nieco pochylone. Partenon był nie tylko pomnikiem zwycięstwa, ale też służył jako skarbiec, gromadzono w nim państwowe bogactwa. Konstrukcja odznaczała się wyjątkową dbałością o szczegóły.
Współczesny wygląd Partenonu to w dużej części wynik incydentu. Gdy Wenecjanie próbowali odbić Ateny z rąk tureckich, wenecki pocisk przebił strop Partenonu i spowodował detonację prochu zgromadzonego w budowli. To, co zostało, splądrowano po zdobyciu miasta.

Mniejszy niż Partenon, ale również bardzo ciekawy, jest Erechtejon. Ze względu na ukształtowanie terenu ma on układ dwupoziomowy. Miał powstać na uczczenie wspomnianego już sporu między Ateną i Posejdonem.

Najbardziej znanym fragmentem Erechtejonu jest portyk z kariatydami. Są one kopiami, oryginałom można przyjrzeć się w Muzeum Akropolu. Na wzgórzu niestety możemy je obserwować tylko z dość sporej odległości. Nie będę zbyt oryginalna, ale właśnie one wydały mi się najciekawsze na Akropolu.

Po zejściu z Akropolu wchodzimy jeszcze na Areopag (wzgórze Aresa) – to jeden z kilku punktów z dobrym widokiem na Akropol. Podobno to tutaj święty Paweł wygłosił mowę nakłaniającą Ateńczyków do zmiany wiary. Jest dość ślisko i tłoczno, ale jeśli tylko mamy wygodne obuwie, warto zobaczyć Akropol z tej perspektywy (niektórzy próbowali też na bosaka).

Fakt, że Akropol widać w Atenach właściwie wszędzie, nie powstrzymuje nas przed sprawdzeniem innych punktów widokowych, z których można go podziwiać. Pierwszym jest wzgórze Likavitos, najwyższe wzniesienie w Atenach, w różnych przewodnikach polecane zwłaszcza na zachód słońca. Według mitologii wzgórze powstało, gdy Atena upuściła wapień, który miał posłużyć przy budowie Akropolu.
Jeśli jesteśmy akurat w okolicach placu Syntagma i Parlamentu, można tam podejść na nogach (inną opcją dostania się na wzgórze jest kolejka odjeżdżająca z dzielnicy Kolonaki), żeby zobaczyć jak rozległe jest miasto – to jedna z dwóch rzeczy, które mnie w Atenach zaskoczyły, bo wyobrażałam sobie, że są mniejsze. Drugą było to jak często na ulicach można usłyszeć język polski.
Ze wzgórza widzimy nie tylko Akropol, ale też Stadion Olimpijski, Świątynię Zeusa Olimpijskiego, Plac Syntagma i Parlament, Zappieo, a nawet wody Zatoki Sarońskiej.


Jeszcze jedno wzgórze – i chyba właśnie widok z niego polecałabym najbardziej – to Filopappou. Docieramy tam już po zmroku, możemy więc obserwować rozświetlony Akropol, Odeon Heroda Attyka, w którym akurat tej nocy odbywa się chyba jakieś wydarzenie, a w tle Wzgórze Likavitos.
Widok na Akropol będzie nam oczywiście towarzyszył w czasie całego pobytu w Atenach, ale to nie wszystko co warto zobaczyć w tym mieście, dlatego w kolejnych postach zerkniemy na całą listę innych miejsc:

[…] Wcześniej o Atenach: Ateny. Zacznijmy na Akropolu […]
PolubieniePolubienie
[…] o Atenach: Ateny. Zacznijmy na Akropolu | Ateny. Wersja robocza […]
PolubieniePolubienie
[…] Ateny. Zacznijmy na Akropolu […]
PolubieniePolubienie
[…] zrobiło na mnie wrażenie. Może dlatego, że miałam jeszcze trochę na świeżo w głowie Ateny, w których jednak mniej czuje się tę starożytność. W Pompejach tymczasem dosłownie wchodzimy […]
PolubieniePolubienie